Szlak Orlich Gniazd – 9 dni i ponad 160 kilometrów pieszej wędrówki z plecakiem i dzieckiem w nosidełku przez najpiękniejsze Zamki Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Przeżyliśmy wielką przygodę. Czemu się na nią zdecydowaliśmy? To jest nasze życie. Podróże i piesze wędrówki są naszym życiem. Mieliśmy siebie – mama, tata i 21-miesięczna mała podróżniczka. Mieliśmy wszystko.
- Polecamy również wycieczkę na rowerowy Szlak Orlich Gniazd
Szlak długodystansowy z dzieckiem z Krakowa do Częstochowy
Plan wędrówki dokąd nogi poniosą, nie przyszedł z dnia na dzień. Gdy Mai nie było jeszcze na świecie, przeszliśmy kilka szlaków długodystansowych włącznie ze Szlakiem Orlich Gniazd na Jurze, którym maszerowaliśmy teraz. Pokonywanie długich kilometrów z plecakiem nie jest nam obce. Ale jak to z dzieckiem?
Na taką podróż przygotowywaliśmy się od dłuższego czasu. Jak Maja skończyła rok razem z nami na szlaku była prawie 100 dni. W 2019 roku, czyli teraz w drugim roku jej życia w podróży byliśmy już ponad 110 dni. Przed wyruszeniem na szlak długodystansowy 30.10.2019, wspólnie w podróży byliśmy już około 210 dni, czyli jakieś 7 miesięcy. Wiele sytuacji na szlaku już razem przeżyliśmy.
Co zabrać do plecaka na kilkudniową wędrówkę z dzieckiem?
3 osoby spakowaliśmy do jednego 45-litrowego plecaka, ostatecznie z jedzeniem i wodą ważącego od 18 do 20 kilogramów. Przed pakowaniem zrobiliśmy sobie szczegółową listę rzeczy, które weźmiemy. Co było dla nas dużym plusem, to to, że szliśmy na przełomie października i listopada w czasie sezonu grzewczego, dlatego mogliśmy robić pranie na bieżąco. Mieliśmy po 3 koszulki, po 3 sztuki bielizny i 2 pary spodni. Maja miała wszystko nowe na każdy dzień.
Do tego były pieluszki, zabawki, ładowarki, przewodnik, mapa, mleko, kijki, aparat i co najważniejsze apteczka, która składała się z różnych elementów. Były to między innymi: plastry, termometr, leki przeciwbólowe, witaminy. Bardzo pomocna była lista, którą wrzuciliśmy kiedyś na bloga pokazująca 101 rzeczy, które warto spakować na podróż z dzieckiem. Na sam początek mieliśmy 30 pieluszek, a w połowie drogi dokupiliśmy prawie drugie tyle.
Jak dojechaliśmy na początek szlaku i czym wróciliśmy do domu?
Na początek szlaku do Krakowa dojechaliśmy autobusem z Łososiny Dolnej kursem po godzinie 4. Na Krowodrzą Górkę dostaliśmy się tramwajem przed godziną 7, a z Częstochowy wróciliśmy pociągiem do Będzina. Czemu do Będzina? Ponieważ w dzień zakończenia szlaku w nasze strony jechali Justyna i Dominik, z którymi czasem wędrujemy po górach. Zabrali nas samochodem i w czwartkowy wieczór byliśmy w domu.
Mapa turystyczna Szlaku Orlich Gniazd – wędrówka podzielona na 9 etapów
Naszą wędrówkę z dzieckiem podzieliliśmy na 9 etapów. Do przejścia było ponad 160 kilometrów, dlatego musieliśmy to sensownie zaplanować. Najdłuższe były 2 pierwsze dni, bo maszerowaliśmy ponad 25 kilometrów. Tutaj mieliśmy problem z noclegami. Kolejne dni marszu były krótsze. Każdy dzień rozpoczynaliśmy od śniadania i startu około 7, 8 rano.
Tempo mieliśmy około 4 km/h i najwięcej przechodziliśmy rano, gdy Maja spała w nosidełku. Gdy szła na własnych nogach, to mieliśmy tempo 2 km/h. Robiliśmy kilka przerw podczas dnia i staraliśmy się kończyć około 14, ponieważ dzień w listopadzie po zmianie czasu jest krótki. W każdy poranek prawie od nowa pakowaliśmy plecach, żeby wszystko było dobrze ułożone.
- dzień 1 | Kraków – Pieskowa Skała – 26 kilometrów
- dzień 2 | Pieskowa Skała – Jaroszowiec – 28 kilometrów
- dzień 3 | Jaroszowiec – Smoleń – 17 kilometrów
- dzień 4 | Smoleń – Podzamcze – 12 kilometrów
- dzień 5 | Podzamcze – Podlesice – 15 kilometrów
- dzień 6 | Podlesice – Mirów – 13 kilometrów
- dzień 7 | Mirów – Złoty Potok – 17 kilometrów
- dzień 8 | Złoty Potok – Olsztyn – 17 kilometrów
- dzień 9 | Olsztyn – Częstochowa – 18 kilometrów
Zamki i ciekawe miejsca na Szlaku Orlich Gniazd
Orle Gniazda to system średniowiecznych zamków wzniesionych na polecenie Kazimierza Wielkiego w celu ochrony Krakowa przed najazdem wojsk czeskich. Budowle te strzegły granic Królestwa Polskiego. Idąc Szlakiem Orlich Gniazd, zobaczyliśmy 11 zamków.
- Ojców – ruiny zamku królewskiego na Złotej Górze
- Sułoszowa – zamek królewski w Pieskowej Skale
- Rabsztyn – ruiny zamku
- Bydlin – ruiny zamku
- Smoleń – ruiny zamku
- Pilica – ruiny zamku (pałacu)
- Podzamcze – ruiny zamku Ogrodzieniec
- Morsko – ruiny zamku Bąkowiec
- Bobolice – zamek królewski
- Mirów – ruiny zamku
- Olsztyn – ruiny zamku królewskiego
Prawie wszystkie to tylko pozostałości po okazałych Orlich Gniazdach. Wędrówka szlakiem pozwoliła w jakimś stopniu przenieść się do tego okresu w dziejach Polski. W najlepszym stanie są zamki w Pieskowej Skale i Bobolicach, jednak najbardziej podobają nam się ruiny zamku w Ojcowie, ponieważ znajdują się one pośrodku lasu, a także te w Olsztynie i Podzamczu. Oprócz zamków można poznać i odkryć wiele pięknych miejsc. Najlepszym przykładem na to jest Ojcowski Park Narodowy.
Opis przejścia Szlakiem Orlich Gniazd
Znaki koloru czerwonego na Szlaku Orlich Gniazd prowadziły nas od kropki do kropki z Krakowa z dzielnicy Krowodrza Górka do samej Częstochowy na Stary Rynek przy ulicy Mirowskiej.
Szliśmy pośród niezwykłych wapiennych ostańców, pagórkami porośniętymi bukowym lasem, drogami między polami skąd widać pięknie ośnieżone Tatry, łąkami z kwitnącymi kwiatami, piaskową drogą pośród sosen, a wszystko po to, aby zobaczyć piękne Orle Gniazda, czyli starodawne zamki, które na co dzień zachwycają swoim urokiem.
Dzień 1: Kraków – Pieskowa Skała, 25,3 km
Wstajemy o godzinie 3:30, ponieważ nie możemy dłużej spać. Autobus z Łososiny Dolnej do Krakowa mamy o 4:40. Nim dostajemy się na dworzec główny w stolicy Małopolski, a stamtąd jedziemy tramwajem dalej. Rozpoczynamy wędrówkę 28 listopada w Krakowie na osiedlu Krowodrza Górka.
Tam przy pętli tramwajowej jest czerwona kropka oraz tabliczki z oznaczeniem właściwego kierunku. Zapowiada się pogodny dzień, ponieważ od rana mamy słońce, a prognozy są bardzo optymistyczne.
Czerwony Most, fort 44a Pękowice i fort 44 Tonie
Ruszamy szlakiem czerwonym ulicami Krakowa. Mijamy sklepy, spieszących się ludzi do pracy wiedząc, że my przez 9 dni będziemy szli przed siebie bez pośpiechu w kierunku Częstochowy. Pierwsze kilka kilometrów to opuszczanie miasta. Najpierw asfaltem, a potem drogami polnymi. W Zielonkach w pobliżu szlaku do zobaczenia jest schron amunicji, Czerwony Most widoczny na poniższym zdjęciu, bateria, fort 44a Pękowice i fort pancerny główny 44 Tonie.
Wchodzimy na drogę asfaltową w Pękowicach i nią idziemy do Giebułtowa. Po drodze jest piękny widok na okoliczne wzgórza. Jest to pierwsze tak ciekawe miejsce na trasie. Teraz ważna informacja. W Giebułtowie jest ostatni sklep na szlaku po drodze do Pieskowej Skały. Tam robimy małe zakupy. Rzeczy muszą nam starczyć na przygotowanie obiadu, kolacji i śniadania w kolejnym dniu.
Kupujemy chleb, wędlinę, kabanosy i wodę. W miejscowości do zobaczenia jest kościół pod wezwaniem świętego Idziego. Po krótkiej przerwie ruszamy dalej i kontynuujemy asfaltem. Opuszczamy go dopiero na pętli autobusowej przy stadionie klubu sportowego LKS Jutrzenka.
Kwietniowe Doły i aleja grabowa
Skręcamy tam w lewo i wchodzimy do Wąwozu Kwietniowe Doły znajdującego się w gminie Wielka Wieś i przebiegającego od Giebułtowa do Prądnika Korzkiewskiego. Niegdyś był zarośnięty krzakami i niebezpiecznymi spadkami, ale od 2012 roku prowadzi tamtędy przyjemna trasa turystyczna. Przechodzimy, powoli ciesząc oko i wychodzimy przy alei grabowej i dawnym folwarku. Idziemy dalej czerwonym szlakiem.
Dolina Prądnika i Ojcowski Park Narodowy
Maszerujemy Doliną Prądnika, wchodząc powoli w klimat Ojcowskiego Parku Narodowego. Rozpoczynają się agroturystyki, restauracji i formacje skalne. Do zobaczenia jest Latarnia Twardowskiego, Młynarskie Ściany czy Wieża. Oprócz tego jest wiele skał bezimiennych. Są również jaskinie: Chata Pustelnika i Dziurawiec. Czujemy się świetnie, warunki są idealne do długodystansowej wędrówki.
Wchodzimy w najładniejsze miejsca w Ojcowskim Parku Narodowym. Przerwę robimy przy Bramie Krakowskiej. Tam do zobaczenia jest między innymi: Źródełko Miłości, Góra Okopy i Rękawica. Przy bramie dzwonimy do kwatery w Pieskowej Skale. Okazuje się, że miejsca są, więc przed nami jeszcze kilka godziny drogi. Minęło południe, a słońce chyli się ku zachodowi. Robi się trochę zimno, dlatego ruszamy dalej.
Ojców – Zamek i Kaplica na Wodzie
Zbliżamy się do Ojcowa, a tam czekają na nas Zamek i Kaplica na Wodzie. Ojców to wieś, która w sezonie turystycznym przeżywa prawdziwe oblężenie. Poza sezonem tak jak teraz na przełomie października i listopada było pusto. Całkowicie inny klimat.
Nie mamy czasu zwiedzać Ojcowa, więc idziemy dalej. Niedawno przygotowaliśmy na blogu wpis pod tytułem, co warto zobaczyć w Ojcowskim Parku Narodowym, którego zachęcamy przeczytać. Uwierz mi, jest tam co robić. Następnie mamy Kaplicę na Wodzie z 1901 roku, która jest zabytkowym drewnianym obiektem pod wezwaniem Józefa Robotnika.
Pustelnia bł. Salomei i Pieskowa Skała
Za nami około 20 kilometrów, a po nogami ostrzejsze podejście na wzgórze nad Ojcowem. Przechodzimy przez las i po chwili schodzimy z powrotem w dół do drogi głównej.
Tam po drodze możemy obejrzeć charakterystyczne młyny. Maszerujemy razem ze Szlakiem Warowni Jurajskich oznaczonym kolorem niebieskim. Chwilę musimy przejść poboczem przy bardzo ruchliwej i niebezpiecznej drodze. Nie trwa to na szczęście długo, ponieważ odbijamy w prawo do kościoła i pustelni błogosławionej Salomei. Jest to ciekawe miejsce znajdujące się w lesie.
Teraz wita nas Grodzisko i Skały Wdowie. Niektórzy dopatrują się na skałach kobiety trzymające na rękach swoje dzieci. Za nimi Szlak Orlich Gniazd odbija w prawo i znów podchodzi pod górę przez szczyt Słoneczna (437 m n.p.m.). Przed nami ostatnie kilometry do kwatery. W pierwszym dniu śpimy za Maczugą Herkulesa przy Skale Wernyhory.
Dzień 2: Zamek Pieskowa Skała – Jaroszowiec, 28,3 km
Po opuszczeniu kwatery o godzinie 7:00 ruszamy przed siebie. Na początek musimy się przywitać jeszcze ze śpiącym Zamkiem Pieskowa Skała w Sułoszowej. O wczesnym poranku jest dość niska temperatura, ale jest klimatycznie w towarzystwie rześkiej i otaczającej nas delikatnej mgiełki. Co jakiś czas wchodzimy w jej gęstszą część i podziwiamy piękne efekty ukrywającego się za nią porannego słońca.
Maszerujemy chodnikiem przez miejscowość Sułoszowa Dział I. Czasem mamy okazję iść w towarzystwie formacji skalnych, które tak po prostu są blisko drogi głównej. Tutaj prowadzi się normalne życie w sąsiedztwie tych pięknych okazów. Właściciele działek mają wielkie szczęście mieć je na swoim terenie. Odwiedzamy sklep i chcemy kupić coś na śniadanie.
Sułoszowa centrum, kilka wzniesień
Po dojściu do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa, który jest neobarokowy z 1939 roku, wiedzieliśmy, że musimy uważać na odejście szlaku, aby go nie zgubić. Przed nami długo wyczekiwane pola, które wspominaliśmy sobie wcześniej z zachwytem. Przechodzimy za drogą w okolicy wzniesień: G. Dyniowa i Krzemieńca. Maszerowanie za szlakiem w tym rejonie to sama radość. Pola są odsłonięte, brak tu drzew, ale za to powinny być piękne i dalekie widoki. Idzie się raz miedzami między polami, a raz asfaltem.
Po dojściu do rozejścia się drogi z miedzą skręcamy delikatnie w lewo i za kilkanaście minut docieramy do większej ilości zabudowań w kolonii (osadzie) Zadole Kosmolowskie. Mijamy dwa przystanki, ale nie decydujemy się na odpoczynek, bo pojawiają się szczekające psy. Decydujemy się przejść w spokojniejsze miejsce i tak trafiamy za kilkanaście minut do miejsca znajdującego się w połowie odcinka od drogi krajowej 773.
Rozkładamy się na kurtkach i szybko jemy śniadanko. Przez najbliższe dwa kilometry, aż do wspomnianej drogi maszerujemy w tempie naszej Mai. Dla niej to frajda. Po 30 minutach zabieramy ją do nosidełka, a ona za kilka chwil ucina sobie ponad dwugodzinną drzemkę.
Januszkowa Góra
Tym sposobem my chcemy przebrnąć przez 9-kilometrowym odcinek w czasie jej odpoczynku i dotrzeć przynajmniej do Januszkowej Góry (445 m n.p.m.). Odcinek, aż do Rabsztyna biegnie cały czas przez las, który jest piękny i sosnowy. Według mapy idziemy pierwsze przez las o nazwie: Podłużne Łazy, a następnie Duży Las.
Nigdzie nie zatrzymując się, pędzimy przed siebie. Januszkowa Góra na Jurze to wzniesienie o stromych zboczach, na które trzeba przeznaczyć trochę swojej energii, ale za to wynagradza wspaniałym otoczeniem. Na szczycie i w jego okolicy znajdują się formacje skalne oraz skalna studnia, która nie jest zabezpieczona, a sięga dziesięciu metrów. Jest to wejście do Jaskini Januszkowa Szczelina.
Zamek w Rabsztynie
Udało nam się dotrzeć do ruin zamku w Rabsztynie. Tam zrobiliśmy kolejną przerwę, która jak się okazało, odbyła się na placu zabaw. Maja zjeżdżała na zjeżdżalni i biegała po piasku.
My podziwialiśmy widoki na ściany zamku, które właśnie były w remoncie. Pozostało nam tylko w blasku zachodzącego słońca podziwiać orlą perełkę. Tego dnia planowaliśmy rano, aby spać w Jaroszowcu. Pomimo tego, że w ten dzień wycieczkę rozpoczęliśmy wcześnie, to długość trasy była znacząca i dzień powoli się kończył.
Przeszliśmy już tego dnia 22 kilometry, ale całe szczęście, że Maja wyczuła moment i chciała więcej spać, a my mogliśmy szybko nadrobić te kilometry. Postanawiamy w kolejne dni robić już krótsze odcinki, a robić więcej przerw po drodze.
Ostatni odcinek tego dnia wiedzie nas drogami obok lasu, więc mamy jeszcze widoki na Bogucin Mały i Duży. Przed zejściem do sklepu Lewiatan w centrum miejscowości, jeszcze na zboczach znajdujących się po prawej stronie, jest kopalnia. Można do niej dotrzeć za drogą. Robimy większe zakupy, znowu na 1,5 dnia, bo w kolejnym dniu jest święto 1 listopada.
Dzień 3: Jaroszowiec Zamek Pilcza w Smoleniu, 17,1 km
W Dzień Wszystkich Świętych podróż naszą rozpoczynamy także o godzinie 7:00. Zostawiamy za sobą Ośrodek Sportu i Rekreacji. Z samego rana przechodzimy koło kościoła i cmentarza z Mają w nosidle i z plecakiem, który waży mniej więcej do 20 kilogramów. Tak naprawdę przy takim ekwipunku można byłoby przedłużyć trip nawet do 14 dni, ale wybierając się na szlak, nie mieliśmy jasno określonych odcinków dziennych.
Musieliśmy być przygotowani na wszystko: na krótszą i dłuższą wersję przejścia Szlaku Orlich Gniazd. Dopasowywaliśmy się cały czas do Mai. Kontynuując cały czas podróż, przechodzimy przez las o nazwie: Las Pazurek, a dalej mamy piękne tereny Stołowej Góry i Ostrej Góry. Według mapy oznaczone są w tych miejscach jaskinie, więc trzeba być ostrożnym.
Golczowice
Szybkim krokiem dochodzimy do Golczowic, gdzie w centrum przechodzimy obok pomnika upamiętniającego zwycięską bitwę powstańców styczniowych pod Golczowicami w 1983 roku.
Cisza i spokój nam towarzyszą, chyba że zbliżamy się do cmentarzy, to tam jest ruch, że aż strach o swoje życie. Ludzie nie zwracają na nikogo uwagi byle tylko zaparkować przed cmentarną bramą, aby było bliżej nieść dwie reklamówki zniczy. Przez miejscowość Cieślin nie przechodzimy, tylko obchodzimy ją bokiem.
Ruiny zamku w Bydlinie
Trafiamy na plac zabaw w Bydlinie przy polu namiotowym. Tam robimy dłuższą przerwę i bawimy się na całego. Plac zabaw jest dość dobrze rozbudowany i korzystamy z wszystkiego, co dostępne. Bydlin kiedyś już nas zachwycił i robiliśmy tutaj quest po tutejszych atrakcjach.
Z całego serducha też Ci to polecamy. Oczywiście całą atrakcją miejscowości jest orla perełka, czyli ruiny zamku Bydlin na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Jest usytuowany na górce oddalonej od drogi głównej i czerwonego szlaku. Łatwo jest dostępny i dochodzi się do niego za drogą.
Zamek Bydlin powstał w XIV w. i miał wielu właścicieli, ostatnimi byli Firlejowie, którzy ostatecznie przekształcili budowlę w katolicki kościół Świętego Krzyża. Niestety uległ zniszczeniu w 1655 roku, kiedy to Szwedzi szli na Częstochowę. Budowla została odbudowana, ale pod koniec XVIII w. zamek został stopniowo opuszczony i w końcu uległ ruinie. Ostatnie prace remontowe przeprowadzono w 2012 roku. Teraz możemy oglądać jedynie resztki murów i fosy.
Przy cmentarzu legionistów z 1914 roku oczywiście jest najmocniejszy ruch. Maja do tej pory szła na swoich nóżkach, ale po tym, co się działo na drodze, to zdecydowaliśmy wziąć ją na ręce. Nie było bezpiecznie. Niestety czasem szlak prowadzi za drogą asfaltową i tutaj też musimy przejść ten odcinek. Zmierzamy do miejscowości Załęże i przechodzimy przez przysiółek Zawadka, a dalej przez Góry Bydlińskie.
Zbliżamy się do rozejścia szlaków pod Ruskową Skałą (402 m n.p.m.). Tam odpoczywamy troszkę dłużej i zaglądamy do zakamarków formacji skalnych. Jest tam pięknie.
Zegarowe Skały i Dolina Wodącej
W Dolinę Wodącej na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej weszliśmy w tempie naszej Mai, bo ona spacerowała sobie i rozglądała się dookoła. Warto tutaj wspomnieć, że mimo to, że jest doliną, to nie ma tam cieku wodnego, ale za to po obu stronach otaczają je wzgórza z ostańcami, tworząc piękne Zegarowe Skały.
Dochodząc do Smolenia, po lewej stronie już z daleka, ukazuje się Zamek Pilcza. Po przejściu siedemnastu kilometrów zmierzamy do zamówionej wcześniej kwatery i tam spędzamy końcówkę dnia. Zamku nie odwiedzamy, ponieważ jest zamknięty.
Dzień 4: Smoleń – Podzamcze, 13,3 km
Ruszyliśmy po godzinie 7 z naszej kwatery w Smoleniu. Minęliśmy Zamek Pilcza i skierowaliśmy się do Pilicy. Tam uzupełniliśmy zapasy. Do naszego plecaka wpadły: woda, chleb, bułki, kabanosy i 25 pieluszek na kolejne dni i wizyty w większym sklepie. Tereny, które pokonywaliśmy, nie były wymagające, więc czas i kilometraż tego dnia szybko upływał. Doskwierał nam wiatr w miejscach najbardziej odkrytych. Było ich niewiele. Odcinek z Pilicy przeszliśmy w dobrym tempie.
Maja codziennie robi po 2 kilometry na własnych nogach. Z dnia na dzień coraz więcej. Staramy się, dać jej więcej wolności, aby przyzwyczajała się do pokonywania odcinków. Szybko przechodzimy do i przez miejscowość Kocikowa. Po krótkim odcinku asfaltowej drogi gdzieś na powalonym drzewie w lesie robimy sobie szybką przerwę na drugie śniadanie.
Po wejściu do Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd mamy same cudeńka. Oczywiście jurajski klimat z potężnymi skałami nam towarzyszy, aż do końca wędrówki. Sobotni trip zakończyliśmy zwiedzaniem Zamku Ogrodzieniec, który jest pięknym obiektem. Kolejny raz przekonujemy się, że jest to jeden z najpiękniejszych zamków na Szlaku Orlich Gniazd.
W tym dniu mieliśmy przyjemność spędzić popołudnie z Łukaszem, który oprowadził nas po zamku, opowiedział nam co nieco i wypił herbatę z cytryną. Z racji tego, że obowiązują niedziele niehandlowe, zrobiliśmy w Podzamczu zakupy na dzisiejszy wieczór, jutrzejszy cały dzień i poniedziałkowy poranek. Nocowaliśmy w Podzamczu niedaleko Grodu Birów.
Dzień 5: Podzamcze – Podlesice, 13,5 km
Marsz w niedzielny poranek zaczynamy dopiero po godzinie ósmej. Jeszcze żegnamy się z widokami na Zamek Ogrodzieniec i na piękny punkt widokowy Suchy Połeć. Nie mamy zamiaru na niego wchodzić, bo dziś chcemy więcej czasu poświęcić na pobycie przy zamkach, ale osobiście polecamy, zwłaszcza podczas wschodu czy zachodu słońca.
W niedalekiej odległości znajduje się Góra Birów, rekonstrukcja grodziska z XIII w., która także jest warta zwiedzania. Polecamy wypożyczyć sobie elektroniczny przewodnik.
My zwiedzaliśmy to miejsce przy wcześniejszym przejściu szlaku i teraz odpuściliśmy, ale wrócimy, kiedy Maja będzie większa. Teraz kierunek do Karlina przez lasy, w których działy się cuda. Słońce pięknie przebijało się przez lekką mgiełkę i powstawały wspaniałe efekty. W ogóle muszę wspomnieć, że jurajskie lasy są czyste, nie ma tutaj zbędnych krzewów, które by dawały wrażenie zabałaganionego lasu. Za wspomnianą miejscowością wchodzimy w Dworski Las, gdzie też znajdują się piękne formacje skalne.
Wchodząc wyżej, docieramy do miejsca, gdzie zaparkowano wiele samochodów. Wyglądało to jak zjazd myśliwych, więc strach nas obleciał, żeby przez przypadek nie zostać jakimś zastrzelonym zającem czy sarną. Szybko zlecieliśmy do miejscowości Żerkowice.
Okazało się, że w niedzielę niehandlową był otwarty sklep, więc wbiliśmy do niego i zakupiliśmy zeszyt i ołówek. Maja bardzo stęskniła się za malowaniem i jeszcze przez najbliższe dwa kilometry malowała po swojemu obrazki, a musimy się przyznać, że zapomnieliśmy tego spakować do plecaka.
Okiennik Wielki
I w takim klimacie docieramy do Okiennika Wielkiego, przy którym spotykamy wiele osób przy różnej aktywności. Jedni spacerują, inni jeżdżą na rowerze, wspinają się, a także biegają z psem. Przechodzimy przez piękny odcinek lasu, w którym znajdują się skały o różnych nazwach: Grodziecka, Góra Zakamiennikami, Góra 397,5, Mur pod Piasecznem.
Dochodzimy do miejscowości Piaseczno i spotyka nas miła niespodzianka. Dostajemy telefon i okazuje się, że pewna kobieta chce się z nami spotkać, bo jedząc obiad, zauważyła, że sobie maszerujemy. Po wymianie kilku zdań ostatecznie się zgodziliśmy. Poznaliśmy także jej męża i wypiliśmy razem herbatkę. Jeszcze musimy ich odwiedzić kilka razy i zebrać pieczątki z tego miejsca to dostaniemy zupkę. Dziękujemy jeszcze raz za spotkanie.
Zamek Bąkowiec w Morsku
Maszerujemy dalej za czerwonymi znakami. Najpierw za drogą, a następnie za miedzami i drogami leśnymi. Całkiem piękny teren, zwłaszcza że była bardzo dobra pogoda i towarzyszyły nam kolory złotej polskiej jesieni. Wchodzimy w las, który prowadzi nas na Zamek Bąkowiec w Morsku.
Jesteśmy trochę rozczarowani, podchodząc do niego. Niestety nie jest udostępniony turystom do zwiedzania, po prostu brama jest zamknięta i koniec. Jedynie zamek można obejść za ścieżką dookoła. Zajmuje to tylko dziesięć minut.
Po przejściu świetnie zadbanego Zamku Ogrodzieniec, a przyjściem tutaj zostaje po prostu niesmak i taki żal, że nie jest on otwarty. No ale cieszmy się, że jest i można go oglądać z zewnątrz. A tak w ogóle to świetne ławki są obsadzone obok zamku, świetny pomysł i pierwszy raz się z takim spotykamy. Legendy mówią o skarbie pozostawionym w zamku przez bogatego pana, który wyruszył na wojnę i nigdy nie powrócił, zostawiając swój majątek ukryty gdzieś na terenie warowni.
Jest już całkiem po południu i czas iść przed siebie i znaleźć nocleg. Decydujemy się nocować w Podlesicach. Po skontaktowaniu się z właścicielami i wiadomości, że chętnie nas przyjmą, ruszamy przed siebie. Tak naprawdę nie wiele nas dzieli, może zaledwie 3 kilometry. Docieramy tam już prawie o zachodzie słońca. Prawie, no może ciut wcześniej. Ważne, że docieramy i trafiamy do noclegu, aby nowy dzień rozpocząć z dobrego startu.
Dzień 6: Podlesice – Zamek Mirów, 13,2 km
Zaraz z rana udajemy się za drogą w kierunku czerwonego szlaku, który w niedługim czasie wyprowadza nas przed rezerwat przyrody nieożywionej Góra Zborów, a następnie na sam szczyt mierzący 468 m n.p.m. Czym bliżej najwyższego punktu tym robi się piękniej, a to wszystko dlatego, że wierzchołek jest niezalesiony, a dodatkowo miejsce uatrakcyjniają piękne, wapienne ostańce.
Góra Zborów
Można dostać się na najwyższy punkt góry, tylko trzeba uważać i wspinać się po skałach, jednak to nie przysparza trudności. Na samym szczycie znajduje się hitlerowska wieżyczka triangulacyjna, z obok której pięknie rozciągają się rozległe widoki w każdą stronę świata.
Najbliżej rozpoznajemy sąsiednie wzgórze, które leży na północ, czyli Wzgórze Kołoczek. Ono tak jak i to wzgórze znajdują się w Rezerwacie Góra Zborów. Pogoda od samego poranka jest mroczna i wietrzna. Jest dość gęste zachmurzenie, ale nie przeszkadza nam to w oglądaniu cudownych i dalekich panoram.
Zamek Bobolice na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej
My pełni zachwytu po obejrzanych widokach ruszamy za czerwonymi znakami, a zostawiamy czarne, które prowadzą do Jaskini Głębokiej znajdującej się niedaleko. Pędzimy przed siebie do Zdowa. Docieramy do drogi, ale z nią idziemy tylko chwile. Następnie maszerujemy już ze Szlakiem Warowni Jurajskich oznaczonym kolorem niebieskim. Wraz z nim, a także naszym czerwonym przechodzimy przez centrum wioski. Tereny są odkryte, więc bardzo ładnie wygląda teren dookoła.
My idąc dalej, trafiamy do drogi i wraz z nią udajemy się do Zamku Bobolice. Z daleka kusi bardzo nic, tylko aby go zwiedzić. Widać, że w pięknym stanie, zadbany. Po prostu kolejna perełka. Przechodzimy ścieżką pod bramę i niestety jest ona jeszcze zamknięta. Czytamy opis zamku na stronie internetowej i w sezonie jesienno-zimowym powinien też być otwarty tylko, że krócej o godzinkę niż w sezonie letnim. Dla turystów w środku udostępnione są komnaty do zwiedzania, a na zewnątrz zamku muzeum.
Zamek Mirów
Schodzimy lekko w dół z powrotem do drogi asfaltowej, a następnie idziemy coraz wyżej i wyżej. Tak, że do kolejnego zameczku, który jest oddalony o niewiele, idziemy już sobie drogą asfaltową. Jeden zamek za nami, a drugi przed nami. Gdzieś po drodze mijamy Jaskinię Suchą. Jura strasznie mi się podoba. Z całą pewnością to jedno z najpiękniejszych terenów w Polsce.
Dochodząc do Zamku w Mirowie, już z daleka widzimy, że coś się tam dzieje. Część zamku jest otoczona ogrodzeniem i okazuje się, że są przeprowadzane jakieś prace. Może jak się one zakończą, to znowu kiedyś będziemy mogli podziwiać piękny warowny obiekt, który będzie wywoływać uśmiech na twarzy już z daleka. Jedynie co, to w tym momencie można poczytać legendę na tablicy nieopodal ruin. W Mirowie robimy zakupy w małym sklepiku i idziemy na nocleg do pobliskiej kwatery.
Dzień 7: Mirów – Złoty Potok, 16,4 km
Obudziliśmy się jeszcze przed wschodem słońca. Szybciutko zebraliśmy się do drogi. Schodzimy ostro ze wzgórza i już asfaltem idziemy przez miejscowość Mirów. Najpierw do skrzyżowania, a następnie w lewo. Gdzieś po drodze zatrzymujemy się w sklepie i kupujemy potrzebne rzeczy. Ucieszeni lecimy dalej. Najpierw skręcamy lekko w prawo w las. Tam spokojnie za drogami leśnymi i czasem piaszczystymi.
Tak dla ciekawskich, w tym rejonie jest około czterech jaskiń. Wychodząc z lasu, maszerujemy polanami. Widzimy nasz cel, czyli kolejną miejscowość, Niegową. Znaki troszkę są w innym układzie niż na mapie, ale wchodzimy do centrum miejscowości, a następnie odbijamy w lewo. Tam robimy dłuższą przerwę przed dalszą asfaltową drogą.
Mijamy kościół pw. św. Mikołaja i dreptamy w kierunku miejscowości Moczydło. Tam z drogi schodzimy na coś lżejszego, czyli polany, które są otwartym terenem. Tam szybciutko uderzamy na Frecią Górę. Znajduje się tam fajny punkt widokowy. Tego dnia idzie nam się dobrze, ale musi przecież. Nasz plan to przejść do Złotego Potoku. Docieramy do drogi i po prawej stronie mamy szczyt Chudobkę 392 m n.p.m. Przechodzimy przez centrum miejscowości Trzebniów i skręcamy za czerwonymi szlakami w lewo.
Ruiny zamku Ostrężnik
Szlak turystyczny doprowadza nas do ruin zamku Ostrężnik, a raczej w ich okolicę. Ruiny są nieopodal drogi wojewódzkiej 793. Resztki zamku możemy oglądać jedynie jako skromne fragmenty murów, które nie przekraczają nawet jednego metra wysokości. Ogólnie, aby coś w ogóle obejrzeć trzeba wyjść po zniszczonych schodach. W skale, na której powstawał zamek, znajduje się jaskinia. Dość często odwiedzana przez grotołazów. Za wielu informacji o tym zamku dowiedzieć się niestety nie można. Wiemy jedno, na pewno tutaj kiedyś był.
I tak spędzamy kilka chwil, oglądając i chodząc po terenie. Spotykamy turystę z Gliwic jadącego Rowerowy Szlak Orlich Gniazd. Pod koniec idziemy spacerkiem za ścieżką obok drogi do Złotego Potoku. Na początku cały czas po prostym, jednak później na przemian to w górę, to w dół. W miasteczku zamawiamy pizzę i naleśniki. Później bez pośpiechu docieramy do naszego noclegu nieopodal miejscowego kościoła. Już nie wiele nas dzieli od Częstochowy. Rozbijemy ten odcinek na dwa dni, żeby spokojnie wrócić do domu bez pośpiechu.
Dzień 8: Złoty Potok – Olsztyn, 15,6 km
Szlak Orlich Gniazd prowadzi nas już prawie do końca przygody z Jurą Krakowsko – Częstochowską. Coraz bliżej miejscowości końcowej, coraz mniej kilometrów. Przedostatni dzień liczy niewiele kilometrów. Maszerujemy sobie ze Złotego Potoku do Olsztyna, jakieś 15 kilometrów.
Nocleg mieliśmy w centrum przy rondzie i kościele, więc z samego rana musimy wrócić na szlak turystyczny. Od razu skręcamy w prawo, a za kilkaset metrów w lewo. Wchodzimy na piękna aleją klonową. Prowadzi nas droga szutrowa. Tam dość długi odcinek pokonujemy tylko i wyłącznie lasem. Doprowadza on nas do drogi, ale i tak przechodzimy tylko przez nią i maszerujemy dalej zalesionym terenem.
Docieramy do kościoła pw. św. Idziego z 1789 roku w Zrębicach. Dla ciekawostki w tym kościele znajdują się obrazy i figury liczące kilka wieków. W środku znajdziemy też kamienną chrzcielnicę i ołtarze barokowe z XVIII w., a także kropielnicę miedzianą z 1717 r. Na zewnątrz znajduje się dzwonnica o konstrukcji słupowej pochodząca z przełomu XVII i XVIII wieku z dzwonami z 1632 roku.
Rezerwat Sokole Góry
Idziemy dalej przez miejscowość. Skręcamy w lewo i kierujemy się w Rezerwat Góry Sokole. Przechodzimy przez niego. Rezerwat ten jest największym na Jurze. Fantastycznie prezentują się ostańce. Jest tutaj cisza i spokój, a przy okazji wszystko jest pozostawione samemu sobie i widać, że nie ma tutaj ingerencji człowieka. Bardzo mi się podoba tutejszy teren.
Rezerwat obejmuje dziewięć wzniesień, a jeden z nich omijamy z zachodniej strony. Góra Knieja mierząca 365 m n.p.m. już w sumie jest poza rezerwatem. Drogą, która biegnie po polanach, dochodzimy do Olsztyna.
Zamek w Olsztynie na Szlaku Orlich Gniazd
Tam od razu bez problemu trafiamy na rynek. Udajemy się w kierunku zamku, czyli prosto i w prawo. Już z daleka zobaczymy pamiątki i za kilkaset metrów Zamek Olsztyn, a raczej jego ruiny. Zaraz po przejściu za bramę atakuje nas gościu od biletów i pobiera opłatę. Po płatnościach ruszamy na zwiedzanie.
Pierwsze uderzamy do wieży kwadratowej (Starościańskiej), niestety tego dnia nikt się nie pojawił i brama na górę była zamknięta. Tam też jest opłata, nie obowiązuje tutaj bilet zakupiony na dole przy bramie, więc przygotujcie sobie kasę. Pan na dole poinformował nas, że na dole też ten bilet można nabyć, ale jak na razie nikt się nie pojawił. Co za pech!
Idziemy wraz z murami dalej i docieramy do wieży cylindrycznej. Tam mamy też jakoś więcej tych murów, pozostałości po pięknym i ogromnym zamku. Szkoda tylko, że nikt tutaj nie sprząta. Spędzamy tu trochę czasu i wracamy. Udajemy się na rynek i po jakieś jedzenie.
Na godzinę 16 jesteśmy po raz kolejny umówieni z Łukaszem. Tym razem na pizzę. W noclegu Pod Aniołami w Olsztynie czeka na nas, a przede wszystkim na Maję wielka niespodzianka. Pani Kasia – właścicielka przygotowała dla niej zabawki. Radości nie było końca. Dziękujemy! Ten dzień był wyjątkowo krótki, ale tylko dlatego, że nie poszliśmy dalej do Częstochowy.
Dzień 9 na Szlaku Orlich Gniazd. Mapa turystyczna trasy i opis odcinka z Olsztyna do Częstochowy, 17,1 km
Tak, tak! Rano pobudka i marsz przed siebie. Ostatnie kilometry i ostatni dzień na Szlaku Orlich Gniazd. Częstochowa będąca ostatnim punktem w naszej podróży jest już na wyciągnięcie ręki, po prostu rzut beretem. Idziemy za czerwonymi szlakami i za asfaltem. Wychodzimy z Olsztyna i mijamy pomnik. Maszerujemy długą prostą, mijają nas co chwile samochody i autobusy. Oni do pracy, a my dziś kończymy Szlak Orlich Gniazd.
Góry Towarne
Mijamy teren z jaskiniami, czyli przechodzimy przez pasmo Gór Towarnych. Dla ciekawskich jest to dwuszczytowe wzgórze, w którym są cztery jaskinie, np. Dzwonnica i Niedźwiedzia są ze sobą połączone i stanowią korytarz długości 170 metrów. W tej drugiej w okresie międzywojennym znaleziono ślady bytowania człowieka pierwotnego, a także kości niedźwiedzia jaskiniowego. Warto też zwrócić uwagę na bardzo młodą jaskinię, odkrytą w drugiej połowie XX w. Znajdziemy tam bardzo dobrze zachowane stalaktyty i stalagmity.
My oczywiście wolimy stąpać po ziemi, więc nie zastanawiając się, idziemy dalej. Przez łąki szybciutko, mijając po prawej stronie najwyższy punkt Gór Towarnych, czyli Lisicę mierząca 349 m n.p.m. Nie trwa to zbyt długo, jak docieramy do kolejnego asfaltu. Skręcamy w lewo i idziemy nim dość spory odcinek. Potem w prawo w kierunku Rezerwatu Zielona Góra. Tam maszerujemy lasem w prześwitach promieni słońca. Mijamy co jakiś czas jakąś formację skalną. Wędrujemy długą prostą drogą leśną, która wygląda cudownie.
Dochodzimy do drogi i przechodzimy przez nią. Niewiele nas dzieli od czerwonej kropeczki. Pełni energii i zadowolenia maszerujemy jeszcze przez ostatnie łąki i dochodzimy na obrzeża Częstochowy. Mijamy z lewej strony Osonę mierzącą 317 m n.p.m.
Koniec Szlaku Orlich Gniazd – Częstochowa
Trafiamy na ulicę Mirowską. Tak, tak! Mirowską, tę długo wyczekiwaną. Tą ulicą docieramy do Starego Rynku i KROPECZKI!!!! Jest, udało się. Przeszliśmy z Krakowa do Częstochowy. JUPI!!! Nie może się obejść bez pamiątkowego zdjęcia. Dalej na zakończenie wyprawy udajemy się cały czas prosto przed siebie na Jasną Górę, złożyć podziękowanie Matce Bożej za opiekę w czasie wyprawy, a także prywatną intencję.
Noclegi i sklepy na Szlaku Orlich Gniazd
Wydawać by się mogło, że wędrówka Szlakiem Orlich Gniazd to droga w pełnej cywilizacji, gdzie co chwilę będziemy napotykać ludzi, sklepy, czy kwatery prywatne, w których można zatrzymać się na nocleg. Tak jest tylko w kilkudziesięciu procentach i to wszystko owszem jest, ale akurat nie tutaj gdzie potrzeba.
- Częstochowa. Sklepów, a sklepów. Co ulica to sklep, więc nie ma co się martwić.
- Kusięta. Po skręcie w lewo przy drodze głównej jest mały sklepik.
- Olsztyn. Tutaj też dużo sklepów, marketów, restauracji. W Olsztynie polecamy pizzę w knajpie Basteja. Bardzo dobra. Jak się idzie w stronę zamku to z lewej strony. Polecamy nocleg Pod Aniołami.
- Złoty Potok. To samo co Olsztyn, ale jeszcze więcej noclegów. Sklepik przy szlaku po skręcie w prawo na główną. Spaliśmy 300 metrów od szlaku, zaraz obok kościoła i ronda. Agroturystyka Kapral Małgorzata.
- Trzebniów. Mały sklepik.
- Niegowa. 2 sklepy w rynku, obok gminy. Była też reklama jakiegoś pensjonatu.
- Mirów. Maleńki sklepik zaraz pod zamkiem, noclegi nieco wcześniej, a dalej na skrzyżowaniu.
- Podlesice. Kawałek schodzimy ze szlaku. Bardzo dużo noclegów. 2 sklepy: jeden koło GOPR-u otwarty od 7, a od 7:20 już nie ma chleba, a drugi na niebieskim szlaku idąc w stronę Morska, za główną. Oba małe i niewiele w nich jest. Spaliśmy w Podlesicach 38.
- Żerkowice. Sklep przy głównej. Dużo rzeczy do wyboru. Po godzinie 15 spokojnie kupiliśmy chleb.
- Podzamcze, Ogrodzieniec. Restauracje, sklepy, noclegi. Jest wszystko. Spaliśmy w Skalnym.
- Pilica. W rynku sklepy, apteki, piekarnie.
- Smoleń. Tutaj spaliśmy u bardzo miłej babci. Smoleń Ski. Nocleg 200 metrów od zamku w stronę Strzegowej.
- Golczowice. Kilka noclegów po drodze.
- Jaroszowiec. Market przy szlaku. Nocleg Leśny Zakątek – tam spaliśmy.
- Rabsztyn. Nocleg pod zamkiem. Sklep obok noclegu.
- Dział I. Przy kościele 3 sklepy dość duże. Przy gminie 2 sklepy.
- Pieskowa Skała. Sklepów brak, a właściwie jest mini, drogi sklep pod zamkiem, ale tam tylko pamiątki, woda, ciastka, lody. Nocleg obok knajpy Wernyhora.
- Ojców. Sklepów nie ma w sezonie. Jest jeden za Muzeum PTTK. Nie wiadomo kiedy tam jest według nich sezon. Noclegów jest kilka.
- Prądnik Korzkiewski. Jest nocleg. Jak skręca się na niebieski szlak, żeby dojść do Zamku w Korzkwi, to nad nim jest sklep.
- Giebułtów. Sklep obok kościoła.
- Kraków. Jest wszystko, a nawet więcej.
Tak to mniej więcej wygląda. Nie ma tego za dużo, jednak jak się wszystko rozplanuje, to będzie dobrze. My sobie poradziliśmy, wędrując z Krakowa do Częstochowy i największe problemy mieliśmy w Ojcowie i Pieskowej Skale. Potem już było dobrze. Nie mamy, aż tak dobrej pamięci, żeby sobie wszystko przypomnieć, ale to, co napisaliśmy, to jest pewne. Koszty całej wyprawy dla 3 osób z noclegami, dojazdami, jedzeniem i wszystkim innym wyniosły około 1500 złotych na 9 dni.