Trójstyk granic w Jaworzynce-Trzycatku i Chata Girova
Trójstyk polsko–czesko-słowacki znajduje się w Jaworzynce w Beskidzie Śląskim. Dokładnie szukając informacji, można się posługiwać nazwą Trzycatek, bo to jest przysiółek tej miejscowości. Miejsce bardzo nas zainteresowało, bo było inne, niż do tej pory widzieliśmy. Wisztyniec na północy Polski, gdzie był jeden słup i wyznaczone granice państw sąsiadujących ze sobą, czy Krzemieniec, który podobny jest do opisanego wcześniej.
A czemu akurat ten odwiedzony trójstyk nas zaciekawił? Otóż w tym miejscu zbiegają się trzy granice państw, łączą się ze sobą, jednak mają trzy osobne pokaźne słupy. Piękne, marmurowe, jasne o wysokości blisko dwóch metrów, każdy ze swoją nazwą państwa. Stoją w pewnej odległości od siebie, z czego słowacki jest najdalej odsunięty.
Trzycatek – granica z Czechami i Słowacją
Kiedyś w tym miejscu turyści mieli większą swobodę spacerowania między państwami, a to dlatego, że był drewniany most nad wąwozem, który dzieli Słowację i Polskę. Od paru lat można usłyszeć narzekania odwiedzających, że miał być niebawem, a go nie ma. My też go nie zastaliśmy, także musieliśmy sobie jakoś radzić. Dzień rozpoczęliśmy z mgłami i mokrym terenem, bo w nocy dość mocno padało.
Do wąwozu, przez który płynie rzeka zeszliśmy za pomocą kijków. Było trochę ślisko, ale o tym poinformowała nas zawieszona tabliczka. Udało się wejść na słowacki teren. Jest ciekawie zagospodarowany. Możemy dowiedzieć się, ile kilometrów nas dzieli od Warszawy, Budapesztu czy innej miejscowości, bo zaznaczono na metalowym kole, ale także jest tutaj zrobiona wiata.
Nie macie się co martwić, bo my przeczesując teren, napotkaliśmy słupek w wąwozie oznaczający punkt styku państw: Polski, Republiki Czeskiej i Słowacji. Znajduje się on nad potokiem, który jak wiadomo płynie przez wąwóz. Jeśli macie ochotę, to można ze sobą zabrać kiełbaski i upiec w wyznaczonych miejscach u naszych sąsiadów. A jak nie to w sezonie pewnie w kawiarence po czeskiej stronie.
Jak dojechać do Trójstyku granic w Jaworzynce?
Jak dojechać na miejsce będąc w Milówce? Trzeba kierować się za drogą nr 943 i na rondzie przy sklepie spożywczym należy skręcić w kierunku Jaworzynki, a później to cały czas na południe Polski aż na parking. My zostawiliśmy samochód na parkingu przy rondzie nieopodal kościoła w miejscowości Jaworzynka. Przy nim znajduje się przystanek autobusowy.
Jeśli chodzi o komunikację publiczną to oczywiście autobusem również się tam dostaniesz. Jest przystanek i okazuje się, że są w te strony kursy. Na tę chwilę znalazłam przewoźnika WISPOL z tym rozkładem na ich stronie.
Jak dojść na Trójstyk?
Ruszyliśmy za żółtą farbą drogą asfaltową, która poprowadziła nas do samego Trójstyku. Zajęło nam to około 10 minut, bo dzieliło nas zaledwie 800 metrów od parkingu przy przystanku. Wybierając się rano, napotkaliśmy jeszcze snujące się mgły po drzewach, które ociężale budziły się do życia. Ostatnie kilkadziesiąt metrów przeszliśmy przez schody zrobione z kostki brukowej.
Opis szlaku na szczyt Girova w Czechach
Nie chcąc kończyć wędrówki, podjęliśmy decyzję, że skorzystamy z okazji i zrobimy sobie pętlę. Naszą trasę zaplanowaliśmy dojście do czeskiego schroniska i przy okazji zdobycie szczytu Girova. Po odwiedzeniu Trójstyku udaliśmy się dalej za szlakiem koloru żółtego do miejscowości Hrčava. Spacerowaliśmy sobie pomiędzy pagórkowatym terenem, ale dreptaliśmy za asfaltem. Dopiero dochodząc do miejscowości, doszliśmy do bramy cywilizacji. A na czele stał dość poważny gość, aż strach się było bać. Trzeba było wiać stąd jak najprędzej albo przynajmniej go zostawić całkiem z tyłu. Mowa tutaj o stróżu swoich podopiecznych.
Szybko przeszliśmy przez miejscowość i dochodząc do skrzyżowania niedaleko kościoła, a dokładnie do zakazu wjazdu na drogę ze względu na wybuchy w kamieniołomie, zaczęliśmy się zastanawiać się nad znaczeniem tablicy, bo datowane było na kilka lat wcześniej i nie wiedzieliśmy, czy to dziś obowiązuje. Zmieniamy w tym miejscu szlak żółty pieszy na szlak rowerowy i nim kontynuujemy. Idziemy dalej asfaltem przez las. Spokojnym krokiem, ale czym dalej idziemy, tym bardziej odczuwamy, że zbliżamy się do piątego kilometra w nogach.
Do odbicia na zielony szlak wszystko jest w porządku. Po wspomnianej zmianie okazuje się, że dzień należy do dni, gdzie nie ma czym oddychać, bo jest duszno. Co prawda na zielonym szlaku nie mieliśmy zbyt dużo podejść, bo zaledwie 120 metrów w pionie, ale okazało się, że przez tę duchotę pod Chatę Girova doszliśmy cali mokrzy.
Chata Girova
Nie zatrzymując się od razu, wchodzimy do środka i okazuje się, że wszyscy coś jedzą. Szczerze? Będąc na wcześniejszych wypadach, co byliśmy w schronisku, zamawialiśmy zupę. Co się okazało tutaj? Też stwierdziłam, że kupię zupę. Okazało się, że Pan za kasą nawet wydał mi pieniądze w walucie, w jakiej płaciłam. Miał polskie monety i banknoty. Zamówiłam, jak się okazało czosnkową – gulaszową i zapłaciłam za nią 10 złotych i 50 groszy. Była dość dobra, ale musiałam sobie ją doprawić. Wnętrze pomieszczenia nawet całkiem przytulne, pomimo tego, że z zewnątrz wyglądało, jakby obiekt prosił się o remont.
Szczyt Girova
Szybko nabraliśmy sił i wychodząc z chatki, strzeliliśmy sobie fotkę na jej tle. Zmieniliśmy trochę trasę. Mieliśmy iść w lewo kawałek i odbić w prawo na szczyt, a tutaj się okazało, że idąc nad chatkę 300 metrów, dojdziemy do punktu widokowego. No to super! Ruszamy i wspinamy się coraz wyżej. Nawet nasza córeczka chce iść o własnych nóżkach. Niewielki odcinek, ale dzielna daje radę. Na szczycie możesz spokojnie usiąść i odpocząć na ławkach. My lecimy dalej. Tyle, co przed chwilą mieliśmy odpoczynek. Przed nami jeszcze kilka kilometrów, a trasa dla nas jest nieznajoma, więc ciągnie nas, żeby ją szybko przejść i zobaczyć.
Pętla do Jaworzynki – kontynuacja szlaku
Ze szczytu udajemy się na wschód bez szlaku, ale za drogą. Co prawda zniszczoną, bo było tutaj ciągnięte drzewo. Dochodząc do czerwonego szlaku, spotykamy turystów z dzieciakami. Nie ma szlaku, ale nie tylko my korzystamy z tego wariantu, aby być na Girovej. Za kilka minut zdobywamy Komorovský Grúň, a następnie dochodzimy do asfaltowej drogi. Drugą część odcinka szlaku czerwonego przechodzimy szybko i dochodzimy do jakiejś przełęczy.
Przynajmniej nam się tak wydaje, a jeśli nie przełęczy to po prostu rozejścia się szlaków. Tutaj zaczynają się szlaki, które nas interesowały. Zwłaszcza ten z żółtą farbą, którego część wiodła przez las, a część przez miejsca widokowe.
Chwilę idziemy granicą czesko-polską i dochodzimy do dwóch budynków, które dawniej były użytkowane przez służby prowadzące kontrole. Wita nas piękny czerwono-biały słupek z herbem Rzeczpospolitej Polskiej. Aż się serce raduje. Skręcamy w lewo i zielonym szlakiem przez jeden kilometr dochodzimy do kościoła w Jaworzynce. Przechodzimy pomiędzy gospodarstwami i spotykamy miłych mieszkańców. Pozdrawiamy serdecznie i maszerujemy przed siebie. W kilka minut później dochodzimy do początku naszej wyprawy.
Beskid Śląski moje ukochane na wakacje szczególnie 🙂 Super wpis!