Dookoła Półwyspu Skandynawskiego – dziennik podróży (codzienna aktualizacja)
O podróży na Półwysep Skandynawski i do Laponii myśleliśmy od dłuższego czasu, chociaż były to myśli bardziej skierowane na dalszą przyszłość niż na za chwilę. Zaczynało nam jednak brakować podróży samochodowej i nowej przygody, podczas której moglibyśmy spełnić nasze kolejne marzenia. W październiku już byliśmy pewni, że wyruszymy na północ, jednak nie będzie to podróż po odkrycie wielu miejsc, robienia dodatkowych kilometrów, żeby jeszcze i jeszcze gdzieś dojechać. Tym razem będzie to bardziej spokojna podróż i na pewno nie zabraknie podczas niej wielu interesujących przygód.
Wyznaczyliśmy sobie 4 główne cele (marzenia) naszej podróży
Ta podróż po Skandynawii, a przede wszystkim podróż po nasze marzenia opiera się na czterech głównych punktach.
- Rovaniemi i spotkanie ze Świętym Mikołajem – tutaj wybór padł ze względu na naszą Maję, chociaż sami też chętnie odwiedzimy to legendarne miejsce i postaramy się spotkać z Mikołajem, jeśli będzie u siebie w biurze.
- Nordkapp – dotarcie na Przylądek Północny od zawsze było w mojej głowie. Najkrótsza trasa od nas z domu mierzy 2927 kilometrów i według mapy dojazd zajmuje 37 godzin. Na pewno tych kilometrów zrobimy nieco więcej, zanim tam dotrzemy.
- Zobaczenie zorzy polarnej – w Polsce już kilka razy w ostatnim czasie można było ujrzeć zorzę polarną, jednak akurat my jej nie widzieliśmy. I właśnie taki nocny spektakl pragniemy zobaczyć. Mamy nadzieję, że się uda, bo będziemy mieć na to kilkanaście dni podczas podróży.
- Lofoty – uznawane są za jedne z najpiękniejszych miejsc w Europie. Patrząc na zdjęcia, to można się zachwycić. Według planu dotrzemy tam w połowie listopada. I oczywiście właśnie tam znajduje się miejscowość A.
Półwysep Skandynawski w listopadzie
Zdecydowaliśmy się na podróży do Laponii i po całym Półwyspie Skandynawskim w listopadzie. Nie jest to chętnie wybierany miesiąc do podróży po północnej Europie. My zakończyliśmy sezon ślubny w ostatni weekend października. Teraz mamy więcej czasu na dalsze podróże. Dopiero na północy zaczyna pojawiać się delikatny śnieg, więc klimat będziemy już mieć, a nie będzie tak dużo śniegu i wysokiego mrozu, żeby zmarznąć. Jest poza sezonem turystycznym, dlatego ludzi spodziewamy się mniej. Mieliśmy do wyboru jeszcze luty lub marzec, jednak wtedy zima może jeszcze trzymać i boimy się, że do niektórych miejsc możemy nie dotrzeć. Chociaż i tak już teraz kilka miejsc, które chcieliśmy zobaczyć jest zamkniętych w miesiącach zimowych.
2 dni przed wyjazdem w podróż
Mamy 31 października i coraz bliżej naszej wyprawy. W miarę wszystko już mamy zaplanowane. Byliśmy wcześniej w sklepie turystycznym, żeby kupić kilka rzeczy na zimę. Ocieplane spodnie, buty zimowe, skarpety, rękawice i polary. Kurier przywiózł również stację zasilania, dzięki której będziemy ładować laptopa, żeby Angelika mogła pracować podczas dłuższych przejazdów. Co kilka godzin z naszej listy znikały kolejne rzeczy do zrobienia. Tutaj wymienić euro, tutaj zamówić noclegi, sprawdzić atrakcje po drodze, itd. Pierwszy raz zarezerwowaliśmy noclegi na tak długi okres. Zawsze podczas podróży rezerwowaliśmy z dnia na dzień. Teraz zabukowaliśmy z opcją odwołania na Bookingu. Mamy pewność, że te kwatery już na nas czekają i nie musimy tracić czasu na szukanie, gdy jesteśmy w noclegu. Czasem nie mieliśmy Internetu, albo był bardzo słaby i ciężko było coś znaleźć.
1 dzień przed wyjazdem
Tutaj mieliśmy trzy kluczowe kwestie związane z naszą podróżą. Pierwszą z nich był samochód, czyli wymiana opon na zimowe, gruntowne sprzątanie i założenie boksu na dach. Mamy sporo rzeczy do spakowania, zwłaszcza zimowych, dlatego zdecydowaliśmy się jechać z dodatkowym bagażnikiem. Druga kwestia to przygotowanie rzeczy do pakowania, czyli wszystko to, co potrzebujemy dajemy na korytarz. Trzecim kluczowym etapem jest gotowanie i tutaj Angelika przygotowuje obiady do słoików. Podczas podróży oszczędzamy na jedzeniu i sporo bierzemy z Polski. Później w noclegu przez kilkanaście dni nie musimy myśleć o obiedzie, ponieważ mamy obiady przywiezione z domu. Tutaj wychodzi prawie cały dzień gotowania, ale później jest bardzo duża oszczędność czasu. Z domu wzięliśmy: zupę pomidorową, rosół, leczo, pulpety w sosie pomidorowym i żeberka w sosie.
Dzień 0 – wyruszamy w podróż
Do godziny 12 pakujemy wszystko do samochodu. Angelika jedzie na ostatnie zakupu suchego prowiantu. Ja idę spać około 15, ponieważ wyjeżdżamy o 21:30. Najlepiej się jeździ nocą, dlatego najdłuższy odcinek chcemy pokonać właśnie przez noc. Atrakcje na trasie mamy już wyznaczone. Tym razem też zrobiłem to wcześniej w domu, zwłaszcza te pierwsze dni. Przed nami 8 godzin i 15 minut według mapy. Zawsze jednak wychodzi dłużej. Kierujemy się w stronę Litwy, gdzie mamy zmianę czasu +1. Pierwszy raz w samochodzie podczas jazdy słuchałem audiobooków i czas zleciał bardzo szybko. Nad Warszawą zatrzymałem się na 40 minut snu. Po drodze mieliśmy dwa tankowania jeszcze w Polsce.
Trasa: Dom – Kielce – Warszawa – Ełk – Podwojponie (granica) – Kowno – Krakinów – Sigulda – Nocleg nad Zatoką Ryską.
Dzień 1 – Litwa i Łotwa: Zamek w Kownie, wieża widokowa i Jaskinia Gutmana
Pierwszym naszym punktem na mapie atrakcji jest Zamek w Kownie, którego oglądamy z zewnątrz. To idealny moment na chwilę przerwy. Jesteśmy na miejscu o 8:15 czasu litewskiego. Byliśmy tutaj około godziny i zrobiliśmy sobie spacer po miasteczku. Dla Mai weszliśmy też na plac zabaw. Za parking zapłaciliśmy 1 euro w parkomacie obok zamku.
Wieże widokowe
Teraz przed nami mieliśmy razem 4 godziny i 45 minut jazdy samochodem – 359 kilometrów. Pojechaliśmy najpierw do wieży widokowej – Krekenava Regional Park Observation Tower. Tam jechaliśmy już w deszczu, ponieważ pogoda się pogorszyła. A na Łotwie miało być jeszcze bardziej deszczowo. Mieliśmy wyznaczoną jeszcze jedną wieżę widokową po drodze – Kirkilai Lakes and Observation Tower. Jednak ją odpuściliśmy ze względu na deszcz. Od razu skierowaliśmy się w stronę Rygi (stolica Łotwy).
Łotewska jaskinia
Przejechaliśmy granicę litewsko-łotewską i dotarliśmy do nowego kraju. Jechaliśmy do Jaskini Gutmana. To największa i podobno najpopularniejsza jaskinia w tym państwie. Zwiedzanie jaskini jest bezpłatne, natomiast parking kosztuje 2,5 euro. W okolicy znajduje się malowniczy Zamek w Turaidzie, do którego można zajrzeć. My już tam nie jechaliśmy, tylko skierowaliśmy się w stronę naszego noclegu, który mamy zarezerwowany nad Zatoką Ryską.
Problemy z noclegiem
W międzyczasie otrzymaliśmy informacje dotyczące samodzielnego zameldowania w naszym noclegu. Właścicielka napisała, gdzie znajduje się parking, jak wejść do środka i numer mieszkania. Drzwi będą otwarte. Na miejscu okazało się, że drzwi są zamknięte. Musieliśmy dzwonić do właścicielki i czekaliśmy na nią ponad 30 minut. Okazało się, że osoba sprzątająca zamknęła drzwi swoimi kluczami, a te dla nas zostawiła w środku. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mamy tutaj ciepło, jesteśmy po obiedzie i planujemy jutrzejszy dzień.
Dzień 2 – Łotwa i Estonia: Zatoka Ryska i Park Narodowy Soomaa. Dojechaliśmy do Tallinna
Przez prawie całą noc padał deszcz, ale o poranku już zrobiło się słonecznie i po otwarciu okna zobaczyliśmy niebieskie niebo. Wschód słońca był po godzinie 7:30. Mieliśmy w planach do zobaczenia dwa miejsca i drogę do Tallinna, który jest stolicą Estonii. Dziś przejechaliśmy ponad 300 kilometrów. Wyjechaliśmy z noclegu około 8 i jechaliśmy wzdłuż Zatoki Ryskiej na północ. Zatrzymaliśmy się w jednym miejscu na plaży – Vitrupe Beach. Była to piękna plaża z parkingiem tuż obok (2 minuty pieszo).
Plaża nad Zatoką Ryską
Zatoka Ryska to Zatoka Morza Bałtyckiego i była pusta, gdy tam dotarliśmy. Słońce nie było jeszcze takie mocne, ale już dawało uczucie ciepła. Ciężko przekazać na zdjęciach powietrze, jakim tam oddychaliśmy, ale można nim było oddychać i oddychać. To było coś niesamowitego. Wydaje mi się, że było o wiele przyjemniej niż np. nad morzem w Grecji czy Chorwacji. Może to za sprawą niższej temperatury. Morze Bałtyckie ma jednak swój niesamowity klimat, a w okresie jesienno-zimowym jeszcze większy. Na parkingu stały dwie ciężarówki na polskich rejestracjach.
Drogi wśród drzew iglastych
Jechaliśmy drogami otoczonymi drzewami iglastymi. To robiło także duży efekt. Po drodze mijaliśmy kampery, z różnych części Europy. Ruch na drogach nie był zbyt duży. Przejechaliśmy z Łotwy do Estonii, a krajobraz za bardzo nam się nie zmienił. Wszystko wyglądało tak samo. W międzyczasie wjechaliśmy jeszcze na stację benzynową, żeby zatankować do pełna. 1 godzinę i 30 minut jechaliśmy do kolejnego miejsca, a był to Park Narodowy Soomaa, czyli estońska kraina bagien i torfowisk. Dojechaliśmy na parking, gdzie stał jeden kamper i samochód z rejestracją słowacką i hiszpańską. Ktoś sobie urządził niezłą podróż, docierając tutaj z Hiszpanii. Przykładowo z Barcelony to 3215 kilometrów.
Park Narodowy Soomaa
W Parku Narodowym Soomaa wybraliśmy się na ścieżkę edukacyjną Riisa. Mierzyła ona 4,8 km i przeszliśmy ją w ponad godzinę. Ścieżka prowadziła w większości po drewnianych kładkach. Krajobrazy wyglądały bardzo malowniczo i były mało spotykane. Czuliśmy się jak w innym świecie. Poniżej możesz zobaczyć mapę z zaznaczoną trasą naszej wędrówki.
Po zakończeniu wycieczki stanęliśmy na parkingu i ruszyliśmy dalej. Ostatnim punktem na naszej mapie był dziś Tallinn, w którym mamy nocleg. Jechaliśmy prawie 2 godziny i przed 16 dotarliśmy do stolicy Estonii. Jesteśmy już w hotelu, w którym zameldowaliśmy się samodzielnie poprzez kody. Wczoraj kupiliśmy już bilet na prom do Helsinek. Dziś zrobiliśmy odprawę i jutro płyniemy na Półwysep Skandynawski. Rano ma padać, ale może uda się złapać jakiś wschód słońca. Mamy nadzieję, że odnajdziemy się w porcie i wjedziemy bez problemów na prom. Mamy do niego kilka minut drogi.
Dzień 3 – Finlandia: Park Narodowy Sipoonkorpi
O 7:30 mieliśmy prom do Helsinek. O 6:20 wyjechaliśmy z hotelu i skierowaliśmy się w stronę portu. Na zewnątrz padał deszcz, jednak w Finlandii miał się szybko skończyć.
Prom z Tallina do Helsinek – Tallink Silja Line
Wyznaczyliśmy sobie w nawigacji terminal D i tam zmierzaliśmy. Sprawdziłem jeszcze dzień wcześniej zdjęcia, mapy i filmy, które pokazywały wjazd, żeby nie błądzić. Wjechaliśmy dobrze. Kamera zeskanowała nam numer rejestracyjny, a później zobaczyliśmy go na elektronicznym wyświetlaczu z numerem bramki. Tam kontroler sprawdził nam bilety i ustawiliśmy się w kolejce do wjazdu. Samochodów nie było zbyt wiele, jak na tak ogromny prom. Wjeżdżaliśmy razem z busami ze względu na bagażnik dachowy.
Za prom zapłaciliśmy 693 złote (3 osoby + samochód z bagażnikiem na dachu). Wjechaliśmy windą na wyższe piętro i znaleźliśmy miejsce na poziomie familijnym. Było tam tylko kilka osób, a dla dzieci był specjalny pokój zabaw. Jeszcze nigdy nie płynęliśmy promem o tak wysokim poziomie jakości. Mieliśmy wypłynąć o 7:30, ale już o 7:15 wypłynęliśmy. W Helsinkach zameldowaliśmy się o 9:20. Niespodziewanie na promie spotkaliśmy naszego znajomego Tomka, który pracuje w Lahti i właśnie tam zmierzał. Wyjechaliśmy z portu w stolicy Finlandii. Na boku policja trzymała jakiegoś Estończyka, który wyjechał jako pierwszy.
Pierwszy śnieg i wycieczka po Parku Narodowym Sipoonkorpi
Gdy wyjechaliśmy z miasta, to na polach pojawił się śnieg. Deszcz faktycznie ustał i teraz zaczęło sypać. Naszym celem na dziś był Park Narodowy Sipoonkorpi i jego najwyższy szczyt Hogberget mierzący 75 metrów. Na parking dojechaliśmy po 30 minutach. Stało tam kilka samochód, a my wyruszyliśmy na około godzinną wycieczkę. Trasa nie była długa. Założyliśmy ciepłe rzeczy, które kupiliśmy przed wyjazdem. Zrobiła się piękna zima. Krajobrazy wyglądały malowniczo, więc Półwysep Skandynawski przywitał nas przedświątecznym klimatem. Potem w noclegu włączyliśmy sobie świąteczne piosenki – chyba nawet w radiu jeszcze nic nie puszczają. 🙂
Po powrocie na parking ruszyliśmy w stronę naszego noclegu. Mieliśmy do przejechania 2 godziny i 40 minut do miasteczka Imatra niedaleko granicy z Rosją. Gdy jechaliśmy, to zaczęło mocno sypać. Termometr wskazywał 0 stopni. Na fińskich drogach nie było większego ruchu. Co chwilę mieliśmy znaki – 80/90/100 km na godzinę. Na swojej drodze mieliśmy chyba z kilkadziesiąt fotoradarów. Co chwilę coś było, więc lepiej nie przekraczać prędkości.
Nocleg w Finlandii
Przed dojazdem do noclegu mieliśmy jeszcze stację benzynową, dlatego wlaliśmy do pełna. Pierwszy nocleg w Finlandii mamy położony w spokojnej ulicy, poza centrum miasta. I co najważniejsze dla Mai, było przed nim sporo śniegu, więc już była okazja coś ulepić. Tutaj jeszcze noclegi mają pościel i ręczniki wliczone w cenę, natomiast niektóre kolejne kwatery tego nie zapewniają, a jeśli już to trzeba dopłacić nawet 15 euro za osobę. Dlatego my mamy ze sobą śpiwory i ręczniki w samochodzie.
Do zobaczenia jutro! Chociaż mamy jutro nocleg bez Internetu, więc nie wiadomo, czy będą tam dobre dane.
Dzień 4 – Finlandia: Park Narodowy Koli
Dziś zrobiliśmy 455 kilometrów, co zajęło nam prawie 6 godzin. Aktualnie jesteśmy w okolicy miasta Kajaani i jutro obieramy kierunek Rovaniemi i Wioska Świętego Mikołaja. Dziś wyjechaliśmy z noclegu przed godziną 8. Wtedy też dopiero zrobiło się jasno. Dokładnie wschód słońca planowany był na 7:50, jednak słońca nie było, ponieważ mieliśmy chmury. Zapakowaliśmy samochód, schowaliśmy klucze do skrzyneczki i ruszyliśmy przed siebie. Na drodze była chlapa. Padał deszcz i trzeba było uważać na błoto pośniegowe. Ujechaliśmy może z 20 minut i zrobiło się lepiej. Po drogach głównych jeździło się świetnie, natomiast gdy wjechaliśmy w jakąś boczną, to musieliśmy uważać, ponieważ było bardzo ślisko. Miejscami jechaliśmy 20 km/h, zwłaszcza przy zjeździe z górki.
Lasy, droga, miejscowości i pojedyncze domy
Tereny, które mijaliśmy wyglądały tak. Rozpoczęliśmy na obrzeżach miasta, potem długo jechaliśmy drogą główną pomiędzy drzewami, co jakiś czas przy lesie stał samotny dom. Potem znów mieliśmy miasto lub mniejszą miejscowość i głównie lasy iglaste. Gdy byliśmy bardziej na północ, to zrobiło się też bardziej zimowo. Domy, które mijaliśmy miały głównie czerwony kolor. Mało było domów piętrowych. Domy tutaj były bardziej długie niż wysokie.
Rezerwat przyrody Siikalahti
Wyznaczyliśmy sobie na trasie ciekawy rezerwat przyrody Siikalahti. Jest to zarośnięta część jeziora Simpelejarvi. Są to tereny podmokłe stanowiące raj i królestwo ptaków. My weszliśmy na drewniane kładki, które prowadziły do wież widokowych i platform obserwacyjnych. Było też małe muzeum, do którego mogliśmy wejść. Zwiedzanie zajęło nam około 60 minut. Później wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy dalej przez 2 godziny i 40 minut.
Park Narodowy Koli
Głównym punktem naszego dzisiejszego dnia był Park Narodowy Koli. Jeśli wpiszesz sobie tę nazwę w wyszukiwarce, to zobaczysz niesamowite krajobrazy, które można stamtąd obejrzeć. Cudowny widok na jezioro Pielinen rozciąga się ze wzgórza Koli. Gdy planowaliśmy podróż, to byliśmy tym krajobrazem oczarowani. Zdecydowaliśmy się tam pojechać, jednak… 😉 – nam nie było dane go zobaczyć na żywo. Wszystko zasłoniły chmury. Co kilka chwil były jakieś przejaśnienia, ale niestety widoki pozostały dalej ograniczone.
Zaśnieżoną drogą dojechaliśmy na parking. Stało tam sporo samochodów. Poniżej punktu widokowego, do którego szliśmy stał ogromny hotel. Dojechaliśmy do niego bezpłatną kolejką, która kursowała góra-dół. Spod hotelu poszliśmy na skały z punktem widokowym. Bardziej skupiliśmy się na dotarciu na szczyt Koli mierzący 347 m n.p.m. niż na krajobrazach. Były tam jeszcze dwa inne punkty widokowe na skałach, ale już na nie nie szliśmy. W zimie trzeba bardzo uważać, ponieważ na schodach i skałach jest ślisko. Te skały i drzewa wyglądały tam wspaniale w tej mgle. Można powiedzieć, że to takie fińskie skalne miasto. Potem wracaliśmy na parking. Zjechaliśmy w dół kolejką, więc Maja miała atrakcję. Ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem trwającą 2 godziny i 30 minut. W kolejnym noclegu przywitał nas chłopak, który oprowadził po mieszkaniu i przekazał klucze. Gdy będziemy wyjeżdżać, to mamy wrzucić je do skrzynki na listy. Jutro jedziemy dalej i będziemy już coraz bliżej północnego krańca Europy.